sobota, 27 października 2012

trzy


Mou przygląda mi się ciekawie spod przymrużonych powiek, a słońce sprawia, że jego czarne futerko mieni się milionami barw. Chciałabym móc jak on, wylegiwać się w kącie przytulnej kuchni na szarym kocu obok uroczej miski z Big Benem podpisanej przez Winiarskiego; zresztą większość rzeczy w mieszkaniu była naznaczona jego zamaszystym podpisem z serduszkiem na końcu zamiast kropki nad i. Urocze, mogę już rzygać? Fakt, był tak pijany, że nie za bardzo wiedział, gdzie się znajduje, lecz był w stanie znaleźć markera i ozdobić moje kuchenne meble, naczynia, szafę, a pod ,,Sony” na telewizorze miałam nawet kwiatuszka.
Tu wszystko jest takie jego, a bez niego byłoby puste i bezkształtne i chyba nie potrafiłabym żyć.
Otwierając kopertę z adresem napisanym charakterystycznym, pochyłym pismem które podziwiłam przez trzy lata ogólniaka, drżały mi ręce i rozerwałam kartkę z środka.
Kaśka, kochana Kaśka, z wiecznym uśmiechem na twarzy, corocznym zagrożeniem z matmy, marzeniami o tym, żeby zostać modelką i wyrwać się z patologicznego syfu dwudziestotysięcznego miasteczka, zakochana w Pawełku, który raczej wolał korzystanie z uroków życia i chciał ją posiadać, a nie rozumieć. Dokładnie tak jak Michał, myślę z goryczą, a pojedyncza łza skapuje na zaproszenie na ślub Kaśki, za dwa tygodnie, z Jankiem. Wpatruje się w jego nazwisko niedowierzając. Nie ma mowy o błędzie ani pomyłce. Zastanawiam się czy przespała się z nim, kiedy byliśmy razem. Chyba tylko to mnie interesuje. Nie rusza mnie fakt, że powinnam płakać i znienawidzić ich oboje.
-Cześć.- Oliwer uśmiecha się słodko i rzuca plecak w kąt, by pogłaskać Mou, który wyraźnie ożywił się na widok Młodego i łaskawie pozwolił pogłaskać mu się po czarnym futerku, choć dobrze wiedziałam, że w głębi duszy mruczał rozkosznie, gdy dotknął jego ucha.
-Oli, idź zobacz czy nie ma cię w przedpokoju.
-Żebyś mógł pocałować Jaśminę?- czerwienię się jak piwonia, a on tylko gardłowo się zaśmiał.
-Nie ma cię, znikaj.
-Dobra, dam wam piętnaście minut, ale tylko dlatego, że właśnie leci powtórka meczu.- wzrusza ramionami , zabiera Mou z koszyczka i z nieco obrażoną miną idzie do pokoju, sadowiąc się na kanapie i mając doskonały widok na nas. Winiarski wzdycha ciężko i z rozmachem zatrzaskuje drzwi do kuchni, które robią ogromny hałas.
-Drzwi też dopiszę do rachunku.- śmieję się, gdy muska ustami moją szyję, wkradając się swoim ogromnym łapskiem pod koszulkę.
-Mogę oddać ci tego małego terrorystę.- gładzi palcem mój policzek, przytulając mnie do swojego torsu a ja czuję że głupieję i podrywam się z krzesła, całując go jak oszalała, popycham go na szafki, nie bacząc na to, że za ścianą jest Młody, że to chore i nienormalne, a siły, mogłabym przysiąc, mam więcej niż on w tym momencie. Przez chwilę widzę w jego oczach zaskoczenie, a potem przywdziewa swój cwaniacki uśmieszek i sadza na blacie, łapiąc za pośladki i dopiero ciche stukanie do drzwi uświadamia mi co robię. Zeskakuję, nerwowo poprawiam koszulkę i otwieram drzwi Młodemu, który z niewinnym uśmieszkiem prosi o coś do picia.
-Co to?- pyta z miną dokładnie taką samą, jaką miał jego syn minutę wcześniej i wymachuje mi przed nosem kopertą, a ja byłabym strasznie naiwna, gdybym sądziła że nie przeczytał tego, gdy ja nalewałam Oliemu wodę do szklanki.
-Zaproszenie.- mruczę i odpalam papierosa i patrzę na Michała, który wzrokiem śledzi jego tekst.
-No to co, nici z Bali za dwa tygodnie?- pyta niby żartobliwie, ale ja wyczuwam w jego głosie coś jeszcze, czego nie potrafię określić.
-Nie idę.- wzruszam ramionami, bo naprawdę mam zamiar jakoś wymigać się od patrzenia na tą farsę z uśmiechem na ustach i przy wódce słuchać narzekań matki, że za rzadko ich odwiedzam, bo taka ważna się przez tą pracę zrobiłam i ojca, który kazałby jej siedzieć cicho bo pieniądze niemałe z tego są, a wszystko w akompaniamencie jakiegoś taniego disco z Kaśką i Jankiem złączonymi pocałunkiem w tle.
-Dlaczego?- pyta zaskoczony, znów wgapiając się na ciemne litery na ozdobnym papierze.
-Nie mam sukienki.- wzdycham ciężko, jakby to naprawdę był mój największy problem.
-A może partnera?- uśmiecha się szelmowsko.
-Mam, z Witkiem bym poszła.
-Przecież to gej.- zauważa z niesmakiem, ale nawet nie mam siły zwrócić mu uwagi że to mój przyjaciel i że nie sypiam z homofonami.
-Nikt o tym nie wie.- mama byłaby zachwycona jego szarmanckim sposobem bycia i wrodzoną klasą i elegancją, siostra pożerałaby go wzrokiem a Kaśka dla niego uciekłaby sprzed ołtarza.
-Terefere, ja tam bym poszedł. Dawno na imprezie tego rodzaju nie byłem, a po za tym wódki też bym się napił.
-Chcesz?- wyjmuję z lodówki zmrożoną połówkę Stocka, czekającą na jakąś okazję.
-Nie dzięki. Idziemy, bez dyskusji. Trzeba pokazać Jankowi, gdzie jego miejsce.
I tego właśnie się obawiałam. 

____________________
Jest chujowo, ale stabilnie, misie. 

sobota, 20 października 2012

dwa


Zwykły szary dzień, za oknem pada, kawa to przesłodzona lura, Mou nie daje się nawet dotknąć, budzę się za późno, plamię spódnicę ulubionym dżemem brzoskwiniowym, a w dodatku się starzeję. Szukam na próżno zmarszczek na czole, tłuszczu na brzuchu, przypatruję się, czy nie mam obwisłych cycków a na koniec sprawdzam, czy moje włosy są na pewno idealnie brązowe, a nie brązowe z siwymi nalotami.
Chyba panikuję.
W rzeczywistości wszystko było tak samo jak dobę temu, może z wyjątkiem plamy na spódnicy i futerka Mou na marynarce.
 Wybiegając z bloku do auta sprawdzam jeszcze komórkę, lecz dziwnie milczy; zero smsów od Orange, że wystawili fakturę, Michała, że zamiast w pracy, chętnie widziałby mnie u siebie w łóżku, Anki, że szef mnie chce widzieć za pięć minut w gabinecie ani Tomka, usiłującego umówić się ze mną na randkę. Nawet nie wygrałam BMW. Umoczyłam za to ulubione czerwone szpilki i omal nie przejechałam na przejściu dla pieszych jakiejś staruszki z siatami. To naprawdę kiepski dzień.
Tłumaczenia francuskiego urzędowego tekstu nie szły mi najlepiej, więc wręczyłam je pełnej zapału do pracy Martynie, studentce romanistyki, noszącej ogromne okulary i spinającej obrzydliwie tłuste włosy w nieschludną pytkę na głowie jako zadanie domowe. Uśmiechnęła się tylko, odsłaniając krzywe zęby i odeszła, a jej tupanie było słychać w Zakopanem.

Od początku wiedziałam, że coś jest nie tak. Czułam to z każdym krokiem, który przybliżał mnie do mojego mieszkania; dochodzące z niego dźwięki Gangman Style sprawiły, że zaczęłam biec, omal się nie zabijając.
Nie lubię niespodzianek i przyjęć urodzinowych, na których wszyscy wciskają ci jakieś pierdoły i składają oklepane życzenia. Lubię za to błękitne oczy i uśmiech Michała; perfumy i błękitną koszulę i to jak porywa mnie do tańca w rytm jakiś niezbyt wyszukanych piosenek zaliczanych do amerykańskiego szitu.
Drętwo na pewno nie jest; Wlazły ubiera się w togę i udaje Rzymianina, Kurek niemiłosiernie fałszuje Beatlesów a Anka wkręca Kłosa w randkę z Martyną; na balkonie za to jest ciepło, pomimo późnej godziny, można popatrzeć na ogarnięty  zmrokiem Bełchatów i ponucić Hey Jude, otulając się dymem z fajki.
-Nieładnie uciekać ze swojej imprezy.- mruczy Michał do mojego ucha obejmując mnie szczelnie ramionami, co sprawia że od razu się uśmiecham i splatam jego palce z moimi.
-Chyba twojej.
-Dla ciebie. Tandetne, wiem, ale nie mam na tyle wolnego, żeby zabrać cię na Bali.- mówi., jeżdżąc wolną ręką po moich brzuchu, co powoduje że wzdycham ciężko.
-Nie musiało być Bali.- opieram się o metalową barierkę i wychylam w mrok. Przecież wystarczyłoby tylko „zależy mi na tobie” i gorący seks na blacie w kuchni; więcej nie trzeba.
-Wiesz, pozytywem w tej całym party jest fakt, że zostaję pomóc ci sprzątać.- czuję, że uśmiecha się szelmowsko, opierając podbródek na mojej głowie, bije od niego pewność siebie osobisty urok, któremu nie sposób się oprzeć; oszałamia mnie jego dotyk i zapach perfum, doskonale wyczuwalny wśród woni alkoholu i fajek.
-Nie wiedziałam, że lubisz myć naczynia i odkurzać na bombie. Ale skoro tak, to się cieszę, bo Marek mnie zabije, gdy znów spóźnię się do pracy albo usnę za biurkiem, a kawa wypłukuje magnez i drga mi powieka, więc ograniczam.
-Za dużo mówisz, stanowczo.- z jego językiem sprawiającą mi niebotyczną przyjemność mam zaburzenia dykcji i problemy ze skleceniem zdania, naprawdę. 

Wśród puszek po piwie, paczek po chipsach i kartonach po sokach do przepijania wódki rozbiera mnie, obdarzając pocałunkami każdy centymetr mojego ciała.
-Z braku innych opcji nazwijmy to prezentem urodzinowym.- mruczy w moje usta rozkosznie.
Mogłabym się starzeć o rok codziennie.

___________
Chujowe jakieś wyszło.  

sobota, 13 października 2012

jeden.


-Odkupujesz mi mój ulubiony kubek, a nadszarpnięte zdrowie musisz mi jakoś wynagrodzić.
-Aż tak źle było?- pyta, przesuwając ręką po moim brzuchu i kąsając moją szyję, na co reaguję głośnym jęknięciem; chyba nigdy nie przyzwyczaję się do miękkości malinowych ust i ich delikatności, ani do szorstkości policzków oraz trzydniowego zarostu.
-Tragicznie. Potłukł kubek od cioci Stasi z Londynu, wyrwał pół futerka Mou, ugryzł mnie, a potem beczał że chce do taty.- wzdycham ciężko, zręcznie wyswobadzając się z objęć Winiarskiego i siadam przy stole, odpalając papierosa.
-Mówił mi coś jeszcze. Między płaczem a znęcaniem się nad kotem.- wdycham tytoniowy dym i przyglądam mu się badawczo nad kłębem dymu; bawi się kosmykiem moich włosów, wyglądając przy tym tak kurewsko seksownie, że mam ochotę go zjeść, a jego oczy lustrują moje ciało, zapewne oceniając ile garderoby będzie musiał ze mnie zedrzeć; kiwa zachęcająco głową, zabierając mi papierosa.
-Martwi się o ciebie. Ciągle tylko wpatrujesz się w zdjęcie Dagmary i słuchasz piosenek, które określił jako łzawe i ckliwe, generalnie nie pozwalające pozbyć się smutku.- jego postawa nie zmienia się bardzo, krzywi się tylko delikatnie, z uporem maniaka nawijając moje włosy na swój palec, by uniknąć mojego spojrzenia
-Tak powiedział? To urodzony kłamca i manipulant.- zapewnia, głaszcząc mój policzek.
-Zupełnie jak tatuś.- zauważam.
-To ty powinnaś być jego matką. W okłamywaniu ludzi i samych siebie nie mamy sobie równych-cała nasza trójka.- uśmiecha się szyderczo, a moje policzki stają się czerwone i cholernie ciepłe; nie lubię tego uczucia, kiedy wiem, że zwyciężył, ze znów przegrałam walkę i uległam, poniosło mnie, a on ma doskonałą pożywkę z moich lęków i słabości.
-Nie rozumiem.- staram się wyglądać naturalnie, nie wykonywać gwałtownych, niepotrzebnych ruchów i spojrzeć na niego jak na człowieka, który bredzi; zamiast tego ukryłam twarz w dłoniach.
-Kochasz Janka, a ja Dagmarę. I lubię cię uszczęśliwiać.- wzruszył ramionami z tym szelmowskim uśmiechem, który tak uwielbiałam.
-Nie kocham Janka.- to była prawda. Nie mogłam kochać kogoś, kto mnie krzywdził, za moimi uprawiał seks z moją przyjaciółką, nie całował mnie na dobranoc i zapominał o moich urodzinach. Nie mogłam kochać kogoś, kto nie był Michałem.
-Nie kocham Dagmary.- mówiąc to, patrzył mi w oczy i zbliżył swoje usta do moich, gdy po kuchni wpadł Oliwer.
-Idziemy? Mam trening, zapomniałeś?- patrzy na ojca z wyrzutem, zakładając ręce na klatkę piersiową. Przypomina mi w tym tak zirytowanego Michała, że parskam śmiechem; obaj patrzą na mnie jak psychicznie chorą.
-Nie zapomniałem. Wychodzimy już.- wstaje, a gdy Młody się odwrócił, zdążył uszczypnąć mnie w lewą pierś i szepnąć tym swoim gardłowym tonem, że wróci wieczorem; potem słyszę tylko słodkie ,,na razie Jaśminka” Oliwera i trzask drzwi.
I wraca; nie daje obietnic bez pokrycia. Wraca, żeby kochać się ze mną, sprawiać mi nieziemską przyjemność, uśmiechać się do mnie czule, kłócić się o wyższość rapu nad rockiem, a potem zmusić do śpiewania z nim Piżamy Porno, a gdy kończy nucić razem ze mną że moje oczy są oczami wariata, kiedy spotykają się z twoimi oczami, szepcze cichutko, że to nasza piosenka, odwraca się na bok i słodko zasypia, a ja nie mogę się powstrzymać przed pogłaskaniem jego policzka. 

______________
tamdara-kurwa-dam ♥