Zwykły szary dzień, za oknem pada, kawa to przesłodzona
lura, Mou nie daje się nawet dotknąć, budzę się za późno, plamię spódnicę
ulubionym dżemem brzoskwiniowym, a w dodatku się starzeję. Szukam na próżno
zmarszczek na czole, tłuszczu na brzuchu, przypatruję się, czy nie mam
obwisłych cycków a na koniec sprawdzam, czy moje włosy są na pewno idealnie
brązowe, a nie brązowe z siwymi nalotami.
Chyba panikuję.
W rzeczywistości wszystko było tak samo jak dobę temu, może
z wyjątkiem plamy na spódnicy i futerka Mou na marynarce.
Wybiegając z bloku do
auta sprawdzam jeszcze komórkę, lecz dziwnie milczy; zero smsów od Orange, że
wystawili fakturę, Michała, że zamiast w pracy, chętnie widziałby mnie u siebie
w łóżku, Anki, że szef mnie chce widzieć za pięć minut w gabinecie ani Tomka,
usiłującego umówić się ze mną na randkę. Nawet nie wygrałam BMW. Umoczyłam za
to ulubione czerwone szpilki i omal nie przejechałam na przejściu dla pieszych
jakiejś staruszki z siatami. To naprawdę kiepski dzień.
Tłumaczenia francuskiego urzędowego tekstu nie szły mi
najlepiej, więc wręczyłam je pełnej zapału do pracy Martynie, studentce
romanistyki, noszącej ogromne okulary i spinającej obrzydliwie tłuste włosy w
nieschludną pytkę na głowie jako zadanie domowe. Uśmiechnęła się tylko,
odsłaniając krzywe zęby i odeszła, a jej tupanie było słychać w Zakopanem.
Od początku wiedziałam, że coś jest nie tak. Czułam to z
każdym krokiem, który przybliżał mnie do mojego mieszkania; dochodzące z niego
dźwięki Gangman Style sprawiły, że zaczęłam biec, omal się nie zabijając.
Nie lubię niespodzianek i przyjęć urodzinowych, na których
wszyscy wciskają ci jakieś pierdoły i składają oklepane życzenia. Lubię za to błękitne
oczy i uśmiech Michała; perfumy i błękitną koszulę i to jak porywa mnie do
tańca w rytm jakiś niezbyt wyszukanych piosenek zaliczanych do amerykańskiego
szitu.
Drętwo na pewno nie jest; Wlazły ubiera się w togę i udaje
Rzymianina, Kurek niemiłosiernie fałszuje Beatlesów a Anka wkręca Kłosa w
randkę z Martyną; na balkonie za to jest ciepło, pomimo późnej godziny, można
popatrzeć na ogarnięty zmrokiem
Bełchatów i ponucić Hey Jude, otulając się dymem z fajki.
-Nieładnie uciekać ze swojej imprezy.- mruczy Michał do
mojego ucha obejmując mnie szczelnie ramionami, co sprawia że od razu się
uśmiecham i splatam jego palce z moimi.
-Chyba twojej.
-Dla ciebie. Tandetne, wiem, ale nie mam na tyle wolnego,
żeby zabrać cię na Bali.- mówi., jeżdżąc wolną ręką po moich brzuchu, co
powoduje że wzdycham ciężko.
-Nie musiało być Bali.- opieram się o metalową barierkę i
wychylam w mrok. Przecież wystarczyłoby tylko „zależy mi na tobie” i gorący
seks na blacie w kuchni; więcej nie trzeba.
-Wiesz, pozytywem w tej całym party jest fakt, że zostaję pomóc
ci sprzątać.- czuję, że uśmiecha się szelmowsko, opierając podbródek na mojej
głowie, bije od niego pewność siebie osobisty urok, któremu nie sposób się
oprzeć; oszałamia mnie jego dotyk i zapach perfum, doskonale wyczuwalny wśród
woni alkoholu i fajek.
-Nie wiedziałam, że lubisz myć naczynia i odkurzać na
bombie. Ale skoro tak, to się cieszę, bo Marek mnie zabije, gdy znów spóźnię
się do pracy albo usnę za biurkiem, a kawa wypłukuje magnez i drga mi powieka,
więc ograniczam.
-Za dużo mówisz, stanowczo.- z jego językiem sprawiającą mi
niebotyczną przyjemność mam zaburzenia dykcji i problemy ze skleceniem zdania, naprawdę.
Wśród puszek po piwie, paczek po chipsach i kartonach po sokach
do przepijania wódki rozbiera mnie, obdarzając pocałunkami każdy centymetr
mojego ciała.
-Z braku innych opcji nazwijmy to prezentem urodzinowym.-
mruczy w moje usta rozkosznie.
Mogłabym się starzeć o rok codziennie.
___________
Chujowe jakieś wyszło.
Też mogłabym się tak starzeć ;)
OdpowiedzUsuńtoć to najlepszy prezent urodzinowy ever.
OdpowiedzUsuńNie wyszło chujowe. Teraz połowa dziewczyn odejdzie stąd z przekonaniem, że ona też mogłaby się codziennie o rok starzeć, gdyby tylko Winiar dawał im taki prezent. I generalnie kocham.
OdpowiedzUsuńMi się to podoba :D I zdecydowanie mogłabym się tak starzeć :D:D
OdpowiedzUsuńI tak w ogóle to wcale nie chujowo, i jestem tu nowa, i chyba zostanę, a nawet nie chyba, a na pewno i Winiarski daje superanckie prezenty.
OdpowiedzUsuńO nie!! Ja się nie chcę tak starzeć!! Mało ludzi dożywa do setki, a nawet gdybym dożyła to tylko przez sto dni miała bym się cieszyć z takiego prezentu?! :D Takie prezenty mogła bym codziennie dostawać ale bez okazji :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, uwielbiam i czekam na kolejny, nulka :*
Strasznie ich musiały ich te paczki po czipsach i puszki bo browarach uwierać w tyłki. Ofiarowałabym im własne łóżko, tak mi się ich żal zrobiło. ;)
OdpowiedzUsuńI och, czy możesz powiedzieć blogspotowi raz na zawsze, że nie jestem robotem nie muszę wpisywać tych cholernych literek w odpowiednią rubryczkę? :(
Chyba z innych opowiadań, starających mnie przekonać, że Dagmara jest zła, ja ją polubiłam i teraz nurtuje mnie fakt, czy Twój Winiar z nią jest, czy nie? ;D
OdpowiedzUsuńWszystko jest idealne. I szablon i nagłówek i czcionka i bohaerowie i oczywiście treść. Chciałabym napisać coś na przynajmniej normalnym poziomie, jednak na razie zbieram szczękę z podłogi. gdzie-jestes.blosgpot.com
OdpowiedzUsuń