sobota, 20 października 2012

dwa


Zwykły szary dzień, za oknem pada, kawa to przesłodzona lura, Mou nie daje się nawet dotknąć, budzę się za późno, plamię spódnicę ulubionym dżemem brzoskwiniowym, a w dodatku się starzeję. Szukam na próżno zmarszczek na czole, tłuszczu na brzuchu, przypatruję się, czy nie mam obwisłych cycków a na koniec sprawdzam, czy moje włosy są na pewno idealnie brązowe, a nie brązowe z siwymi nalotami.
Chyba panikuję.
W rzeczywistości wszystko było tak samo jak dobę temu, może z wyjątkiem plamy na spódnicy i futerka Mou na marynarce.
 Wybiegając z bloku do auta sprawdzam jeszcze komórkę, lecz dziwnie milczy; zero smsów od Orange, że wystawili fakturę, Michała, że zamiast w pracy, chętnie widziałby mnie u siebie w łóżku, Anki, że szef mnie chce widzieć za pięć minut w gabinecie ani Tomka, usiłującego umówić się ze mną na randkę. Nawet nie wygrałam BMW. Umoczyłam za to ulubione czerwone szpilki i omal nie przejechałam na przejściu dla pieszych jakiejś staruszki z siatami. To naprawdę kiepski dzień.
Tłumaczenia francuskiego urzędowego tekstu nie szły mi najlepiej, więc wręczyłam je pełnej zapału do pracy Martynie, studentce romanistyki, noszącej ogromne okulary i spinającej obrzydliwie tłuste włosy w nieschludną pytkę na głowie jako zadanie domowe. Uśmiechnęła się tylko, odsłaniając krzywe zęby i odeszła, a jej tupanie było słychać w Zakopanem.

Od początku wiedziałam, że coś jest nie tak. Czułam to z każdym krokiem, który przybliżał mnie do mojego mieszkania; dochodzące z niego dźwięki Gangman Style sprawiły, że zaczęłam biec, omal się nie zabijając.
Nie lubię niespodzianek i przyjęć urodzinowych, na których wszyscy wciskają ci jakieś pierdoły i składają oklepane życzenia. Lubię za to błękitne oczy i uśmiech Michała; perfumy i błękitną koszulę i to jak porywa mnie do tańca w rytm jakiś niezbyt wyszukanych piosenek zaliczanych do amerykańskiego szitu.
Drętwo na pewno nie jest; Wlazły ubiera się w togę i udaje Rzymianina, Kurek niemiłosiernie fałszuje Beatlesów a Anka wkręca Kłosa w randkę z Martyną; na balkonie za to jest ciepło, pomimo późnej godziny, można popatrzeć na ogarnięty  zmrokiem Bełchatów i ponucić Hey Jude, otulając się dymem z fajki.
-Nieładnie uciekać ze swojej imprezy.- mruczy Michał do mojego ucha obejmując mnie szczelnie ramionami, co sprawia że od razu się uśmiecham i splatam jego palce z moimi.
-Chyba twojej.
-Dla ciebie. Tandetne, wiem, ale nie mam na tyle wolnego, żeby zabrać cię na Bali.- mówi., jeżdżąc wolną ręką po moich brzuchu, co powoduje że wzdycham ciężko.
-Nie musiało być Bali.- opieram się o metalową barierkę i wychylam w mrok. Przecież wystarczyłoby tylko „zależy mi na tobie” i gorący seks na blacie w kuchni; więcej nie trzeba.
-Wiesz, pozytywem w tej całym party jest fakt, że zostaję pomóc ci sprzątać.- czuję, że uśmiecha się szelmowsko, opierając podbródek na mojej głowie, bije od niego pewność siebie osobisty urok, któremu nie sposób się oprzeć; oszałamia mnie jego dotyk i zapach perfum, doskonale wyczuwalny wśród woni alkoholu i fajek.
-Nie wiedziałam, że lubisz myć naczynia i odkurzać na bombie. Ale skoro tak, to się cieszę, bo Marek mnie zabije, gdy znów spóźnię się do pracy albo usnę za biurkiem, a kawa wypłukuje magnez i drga mi powieka, więc ograniczam.
-Za dużo mówisz, stanowczo.- z jego językiem sprawiającą mi niebotyczną przyjemność mam zaburzenia dykcji i problemy ze skleceniem zdania, naprawdę. 

Wśród puszek po piwie, paczek po chipsach i kartonach po sokach do przepijania wódki rozbiera mnie, obdarzając pocałunkami każdy centymetr mojego ciała.
-Z braku innych opcji nazwijmy to prezentem urodzinowym.- mruczy w moje usta rozkosznie.
Mogłabym się starzeć o rok codziennie.

___________
Chujowe jakieś wyszło.  

9 komentarzy:

  1. Też mogłabym się tak starzeć ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. toć to najlepszy prezent urodzinowy ever.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wyszło chujowe. Teraz połowa dziewczyn odejdzie stąd z przekonaniem, że ona też mogłaby się codziennie o rok starzeć, gdyby tylko Winiar dawał im taki prezent. I generalnie kocham.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mi się to podoba :D I zdecydowanie mogłabym się tak starzeć :D:D

    OdpowiedzUsuń
  5. I tak w ogóle to wcale nie chujowo, i jestem tu nowa, i chyba zostanę, a nawet nie chyba, a na pewno i Winiarski daje superanckie prezenty.

    OdpowiedzUsuń
  6. O nie!! Ja się nie chcę tak starzeć!! Mało ludzi dożywa do setki, a nawet gdybym dożyła to tylko przez sto dni miała bym się cieszyć z takiego prezentu?! :D Takie prezenty mogła bym codziennie dostawać ale bez okazji :D
    Pozdrawiam, uwielbiam i czekam na kolejny, nulka :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Strasznie ich musiały ich te paczki po czipsach i puszki bo browarach uwierać w tyłki. Ofiarowałabym im własne łóżko, tak mi się ich żal zrobiło. ;)
    I och, czy możesz powiedzieć blogspotowi raz na zawsze, że nie jestem robotem nie muszę wpisywać tych cholernych literek w odpowiednią rubryczkę? :(

    OdpowiedzUsuń
  8. Chyba z innych opowiadań, starających mnie przekonać, że Dagmara jest zła, ja ją polubiłam i teraz nurtuje mnie fakt, czy Twój Winiar z nią jest, czy nie? ;D

    OdpowiedzUsuń
  9. Wszystko jest idealne. I szablon i nagłówek i czcionka i bohaerowie i oczywiście treść. Chciałabym napisać coś na przynajmniej normalnym poziomie, jednak na razie zbieram szczękę z podłogi. gdzie-jestes.blosgpot.com

    OdpowiedzUsuń