Postanowiłam zrobić wam żarcik: oto nadszedł koniec wpuść mnie, a do was należy wybór, czy Michał wrócił do Jaśminy, na kolanach błagając ją o wybaczenie i obiecując cały świat, czy zajął się niezwykle kobiecą Dagmarą i dbaniem o dobro syna.
bless you, do zobaczenia na zbysiałkę.
sobota, 17 listopada 2012
czwartek, 8 listopada 2012
pięć
-Jaśminka, ale ja jednego nie rozumiem. Po tym wszystkim co
ten skurwiel ci zrobił, ty całujesz się z nim na jego weselu. Absurdalne, nawet
dla mnie.- patrzy na drogę nie na mnie; gorzko myślę, że na jego spojrzenie
trzeba sobie zasłużyć, a ulegając manipulacjom Janka raczej nie pomagałam sobie
uzyskać jego akceptacji.
-Nie całowałam się z nim. Byłam tylko przez niego obcałowywana.-
wzruszam ramionami, jakby to co się stało niczego nie zmieniało. W zasadzie tak
było, utwierdziłam się tylko w przekonaniu że Janek był bolesną pomyłką, a ja
stworzyłam sobie ból po jego odejściu na potrzeby maskowania innej tragedii:
uczucia do Michała, które paraliżowało mnie i zmieniało nie do poznania. Pod jego
wpływem łagodniałam, nie snułam się jak cień po ulicach pogrążonych w mroku i
nie piłam hektolitrami wódki. Maleńka wada polegała na tym, że pragnienie jego
bliskości wywoływało mnóstwo demonów, które nie chciały ze mną współpracować. I
cały czas panicznie bałam się powrotu Dagmary, z której odejściem chyba nigdy
się nie pogodził.
-Oj Jaśminka, po co te kłamstwa? Przecież widziałem, jak na
niego patrzysz.- oderwałam się do fascynującego sprawdzania stanu końcówek
moich włosów by spojrzeć na niego zszokowanym wzrokiem; z jego głos, z pozoru
łagodny, miał gdzieś ukrytą szorstkość, której nigdy u niego nie słyszałam.
-Michał, miałeś nie pić.- mruknęłam, wtulając się w zagłówek
fotela i próbując usnąć, pomimo procentów we krwi i słów, które najchętniej
wepchnęłabym mu z powrotem do gardła.
-Okłamuj się dalej. Zresztą, nic mi do tego, możesz kochać
sobie kogo chcesz. Szkoda tylko, że kogoś kto spieprzył twoje życie.
-Szokuje trafność tych słów, wiesz?- mówię, zanim zdążyłam
się ugryźć w język i natychmiast żałuję, ale alkohol powoduje, że zamierzam
kontynuować pogrążanie się.
-Co?- parkuje pod blokiem i gasi silnik, patrząc na mnie
uważnie.
-Kocham cię, wiesz?- wychodzę z auta, zostawiając go z głową
opartą na kierownicy w środku; tli się we mnie nadzieja, że spróbuje mnie
złapać, dogonić albo chociaż po prostu powiedzieć spierdalaj. Nic takiego się
nie dzieje, a jedynym towarzyszem tej nocy są Mou i Pezet w słuchawkach.
Widuję Dagmarę częściej niż powinnam; kręci się tutaj, stukocąc
obcasami na klatce, zostawiając zapach perfum po sobie i parkując tam, gdzie
zwykle ja to czyniłam. Fałszywie się uśmiecha, mijając mnie na schodach i
bajeruje mojego brata; widzę jak wodzi za nią wzrokiem, lecz kiedy na horyzoncie
pojawia się Michał i przytula ją, pomagając wysiąść z auta, zajmuje moją uwagę
czymś innym, na przykład kolorem moich obdrapanych, niezadbanych paznokci albo powtarza milion razy, że kupił sobie
zielone conversy.
-Co tu robisz? Zmykaj.- nie mam serca zatrzasnąć mu drzwi
przed nosem, w dodatku kiedy stoi z tak ponurą miną i ma minę niczym ojciec,
kiedy chciał mnie zaciągnąć do łóżka.
-Dawno cię nie widziałem, Jaśminka.- szczerzy się
niemiłosiernie, rozsiadając w salonie i popijając kawę z mojej filiżanki.
-Znów oglądasz te bzdury? Mecz jest.- przełącza na Polsat
Sport, a gdy zauważa Michała na ekranie, wyłącza go z cichym westchnieniem. On
naprawdę zachowuje się, jakby miał co najmniej trzydzieści lat i był po trzech
nieudanych małżeństwach po których została mu gromadka rozkosznych dzieciaków.
-Tata się martwi.- siadam obok niego, tarmosząc blond
włoski, na co oburza się wielce.
-Kłóci się z mamą.- wzrusza ramionami, ale widzę, że jest
smutny, a po policzkach zaczynają płynąć łzy.
-Ej, co jest? Pewnie zaraz się pogodzą.- wymuszam uśmiech i
gładzę go po czuprynce, przytulając do siebie.
-Nie chcę, żeby się godzili.- gdy mu się coś nie podoba,
jest taki sam jak Michał; tak samo śmiesznie marszczy brwi i wydyma usta i tak
samo, wygląda wtedy jak kupa nieszczęść i dopiero po fakcie okazuje się, że to
jest manipulacja.
-Dlaczego?- pytam autentycznie zaskoczona, bo przecież chyba
każdemu powinno zależeć na tym, żeby rodzice byli szczęśliwi- a szczególnie
pięciolatkowi, który wszystko uważa za dobre lub złe.
-Bo cię kocha, Jaśmina. Tylko jest zbyt głupi, żeby to zauważyć.
________
Przepraszam za to, ale chyba za bardzo zajęłam się Zbysiem.
czwartek, 1 listopada 2012
cztery
W ostatniej ławce wielkiego, przystrojonego kościoła, pod
czujnym okiem Michała i taksującymi spojrzeniami sąsiadek, dawnych koleżanek,
kolegów i ich rodziców uparcie wpatruję się w plecy mojego ojca, a towarzyszy
temu totalny chillout; z ulgą stwierdzam, że wcale nie chcę znaleźć się na
ołtarzu zamiast Kaśki, nie chcę trzymać ręki Janka, nie odbiera mi tchu i nie
zbiera na płacz.
Nic nie dzieje się bez przyczyny; uświadamiam sobie w
najmniej odpowiednim momencie. Przecież to nie była miłość, skoro jeden dotyk
Winiarskiego sprawił, że zapomniałam i Janek błąkał się tylko w moich myślach
jedynie smutnymi nocami, kiedy naprawdę nie maiłam co robić. Maskowałam swój
ból z powodu niemożliwości zaangażowania się z Michałem w cokolwiek niedawnym
rozstaniem, o którym już dawno zapomniałam. On chyba wyczuwa zmianę mojego
stanu psychicznego i nachyla się nade mną, pytając czy chcę wyjść. Nie mam
zamiaru zostać sensacją miesiąca oraz chować się przed srogim wzrokiem matki,
która powie że wstyd przynoszę i karze mi brać przykład z Emilki, córki
sąsiadów, która ma tyle lat co ja, dziecko, męża i nie pracuje, bo on zarabia
kokosy.
Czasami myślę, że ona jest z innej epoki. A wiem na pewno,
że nie chce mojego szczęścia, tylko pozycji w oczach innych której nigdy nie
miała, jako sprzedawczyni w rodzinnym sklepie spożywczym.
Ale po kilku kieliszkach wódki potrafię z nią rozmawiać,
przyznaję nawet rację, że życie u boku majętnego mężczyzny, któremu powinnam
spłodzić dwójkę dzieci i gotować obiady, może być naprawdę dobrą opcją i
rozchichotanym głosem wyznaję jej, że może już kupować sukienkę na ślub, bo
znalazłam w rzeczach Michała pierścionek. Wtedy to silne ramiona odciągają mnie
od niej i porywają na parkiet. Pozwalam miękkim dłoniom błądzić po moim ciele,
ustom jeździć po szyi i wprawiać w stan totalnego upojenia.
-Jak mogłem być tak głupi i zostawić pierścionek w dostępnym
dla ciebie miejscu, miła moja?- kpi ze mnie, przyciskając mnie do swojego
umięśnionego torsu. Wodzę opuszkiem palca po klatce piersiowej, wywołując tym
błogi uśmiech na jego twarzy i szept w zagłębienie szyi, że jestem niegrzeczna
i nie dostanę pierścionka.
-Masz go przy sobie?- patrzę na niego z powątpiewaniem i
napawam się widokiem myślącego intensywnie Michałka.
-Zaraz będzie. Daj mi chwilkę.- muska moje usta i odwraca
się, a ja sięgam po kurtkę, żeby iść zapalić.
Ze złością wyrzucam gdzieś w krzaki zużytą zapalniczkę i już
mam wracać na salę po ogień, gdy płomień podpala papierosa. Już mam podziękować,
gdy w nikłym blasku zauważam, że to
Janek. Stoi oparty o barierkę, a na jego policzkach i szyi widać ślady szminki.
Nie wydaje mi się, żeby była ona Kaśki.
-Cześć.- mruczy, pochylając się nade mną. Odsuwam się lekko
i wyswobadzam z woni alkoholu i męskich, mocnych perfum.
-Dawno się nie widzieliśmy Jaśminka. Co tam słychać?
Zresztą, co ja się głupio pytam. Z tego co widać bardzo dobrze. – spogląda znacząco
na salę, gdzie Michał tańczy z jakąś smukłą brunetką. Uśmiecham się na widok
jego wyczynów na parkiecie; chciałabym tak umieć tańczyć, z taką gracją pomimo
tego, że musi schylać się, wchodząc do mieszkania.
-Nie narzekam.- wzruszam ramionami.
-Niezbyt rozmowna jesteś. Ale trudno się dziwić. Przecież
miałaś być ty, zamiast Kaśki.- znów przybliża się, a ja uciekam, wywalając peta
gdzieś za siebie. Zaczynam iść ku Sali, lecz przytrzymuje mnie ruchem ręki i
odwraca.
-Widziałem cię dzisiaj. Ze mną na ołtarzu. Zamiast niej, wiesz?
Ona miała twoje oczy, twoje lśniące włosy, twoje policzki, twój uśmiech. Ona
była tobą, zawsze buńczuczną, wygadaną, złośliwą Jaśminą. Bo chyba tylko tego
chcę.- czuję jego oddech na twarzy, barierka wbija mi się w plecy i jedynie
jakieś chińskie akrobacje ratują mnie przed zetknięciem się jego ust z moimi.
-Przestań.- nie chcę tego słuchać. Boli to, że moja
najlepsza przyjaciółka jest robiona w konia, nic więcej. Żadnych sentymentów i
właśnie zbieram się do odepchnięcia go, gdy zaczyna znów mówić.
-Kaśka jest w ciąży, tylko dlatego jest cała ta farsa.
Rodzice by mi nie wybaczyli, gdybym ją zostawił. Ale możesz poczekać, aż ono
podrośnie i zrozumie pewne rzeczy a wtedy…- nie kończy, zaczyna za to mnie
całować, a ja jestem w takim szoku że stoję sparaliżowana i nie potrafię
wykonać żadnego ruchu; dopiero po chwili czuję, że coś go ode mnie odrywa i
wybucham płaczem, widząc że Misiek powalił go na ziemię, a wtedy on przytula mnie i mam wrażenie, że wszystko jest na
swoim miejscu. Tylko skomlący Janek psuje piękność tej chwili.
-Mam pierścionek.- mruczy, przygryzając moje ucho i wyciągając
z kieszeni plastikowe pudełeczko. Wyciągam z niego zabawkę dla małych dziewczynek
pragnących zostać księżniczkami i wybucham śmiechem, który okazuje się być
zaraźliwy, bo po chwili Winiarski opiera podbródek o moją głowę i cały się
trzęsie.
-Przy wejściu były automaty.- tłumaczy się z miną
niewiniątka i wkłada ręce pod moją sukienkę.
-Wracajmy już, co?
_________________
Chcecie czegoś o Zbysiu? Ja wiem, że nie darzycie go sympatią, ale na króciutko, tylko trzy albo cztery części.
sobota, 27 października 2012
trzy
Mou przygląda mi się ciekawie spod przymrużonych powiek, a
słońce sprawia, że jego czarne futerko mieni się milionami barw. Chciałabym móc
jak on, wylegiwać się w kącie przytulnej kuchni na szarym kocu obok uroczej
miski z Big Benem podpisanej przez Winiarskiego; zresztą większość rzeczy w
mieszkaniu była naznaczona jego zamaszystym podpisem z serduszkiem na końcu
zamiast kropki nad i. Urocze, mogę już rzygać? Fakt, był tak pijany, że nie za
bardzo wiedział, gdzie się znajduje, lecz był w stanie znaleźć markera i
ozdobić moje kuchenne meble, naczynia, szafę, a pod ,,Sony” na telewizorze
miałam nawet kwiatuszka.
Tu wszystko jest takie jego, a bez niego byłoby puste i
bezkształtne i chyba nie potrafiłabym żyć.
Otwierając kopertę z adresem napisanym charakterystycznym,
pochyłym pismem które podziwiłam przez trzy lata ogólniaka, drżały mi ręce i
rozerwałam kartkę z środka.
Kaśka, kochana Kaśka, z wiecznym uśmiechem na twarzy,
corocznym zagrożeniem z matmy, marzeniami o tym, żeby zostać modelką i wyrwać
się z patologicznego syfu dwudziestotysięcznego miasteczka, zakochana w
Pawełku, który raczej wolał korzystanie z uroków życia i chciał ją posiadać, a
nie rozumieć. Dokładnie tak jak Michał, myślę z goryczą, a pojedyncza łza
skapuje na zaproszenie na ślub Kaśki, za dwa tygodnie, z Jankiem. Wpatruje się
w jego nazwisko niedowierzając. Nie ma mowy o błędzie ani pomyłce. Zastanawiam
się czy przespała się z nim, kiedy byliśmy razem. Chyba tylko to mnie
interesuje. Nie rusza mnie fakt, że powinnam płakać i znienawidzić ich oboje.
-Cześć.- Oliwer uśmiecha się słodko i rzuca plecak w kąt, by
pogłaskać Mou, który wyraźnie ożywił się na widok Młodego i łaskawie pozwolił pogłaskać
mu się po czarnym futerku, choć dobrze wiedziałam, że w głębi duszy mruczał
rozkosznie, gdy dotknął jego ucha.
-Oli, idź zobacz czy nie ma cię w przedpokoju.
-Żebyś mógł pocałować Jaśminę?- czerwienię się jak piwonia,
a on tylko gardłowo się zaśmiał.
-Nie ma cię, znikaj.
-Dobra, dam wam piętnaście minut, ale tylko dlatego, że
właśnie leci powtórka meczu.- wzrusza ramionami , zabiera Mou z koszyczka i z
nieco obrażoną miną idzie do pokoju, sadowiąc się na kanapie i mając doskonały
widok na nas. Winiarski wzdycha ciężko i z rozmachem zatrzaskuje drzwi do
kuchni, które robią ogromny hałas.
-Drzwi też dopiszę do rachunku.- śmieję się, gdy muska
ustami moją szyję, wkradając się swoim ogromnym łapskiem pod koszulkę.
-Mogę oddać ci tego małego terrorystę.- gładzi palcem mój
policzek, przytulając mnie do swojego torsu a ja czuję że głupieję i podrywam
się z krzesła, całując go jak oszalała, popycham go na szafki, nie bacząc na
to, że za ścianą jest Młody, że to chore i nienormalne, a siły, mogłabym
przysiąc, mam więcej niż on w tym momencie. Przez chwilę widzę w jego oczach
zaskoczenie, a potem przywdziewa swój cwaniacki uśmieszek i sadza na blacie,
łapiąc za pośladki i dopiero ciche stukanie do drzwi uświadamia mi co robię.
Zeskakuję, nerwowo poprawiam koszulkę i otwieram drzwi Młodemu, który z
niewinnym uśmieszkiem prosi o coś do picia.
-Co to?- pyta z miną dokładnie taką samą, jaką miał jego syn
minutę wcześniej i wymachuje mi przed nosem kopertą, a ja byłabym strasznie
naiwna, gdybym sądziła że nie przeczytał tego, gdy ja nalewałam Oliemu wodę do
szklanki.
-Zaproszenie.- mruczę i odpalam papierosa i patrzę na
Michała, który wzrokiem śledzi jego tekst.
-No to co, nici z Bali za dwa tygodnie?- pyta niby żartobliwie,
ale ja wyczuwam w jego głosie coś jeszcze, czego nie potrafię określić.
-Nie idę.- wzruszam ramionami, bo naprawdę mam zamiar jakoś
wymigać się od patrzenia na tą farsę z uśmiechem na ustach i przy wódce słuchać
narzekań matki, że za rzadko ich odwiedzam, bo taka ważna się przez tą pracę
zrobiłam i ojca, który kazałby jej siedzieć cicho bo pieniądze niemałe z tego
są, a wszystko w akompaniamencie jakiegoś taniego disco z Kaśką i Jankiem
złączonymi pocałunkiem w tle.
-Dlaczego?- pyta zaskoczony, znów wgapiając się na ciemne
litery na ozdobnym papierze.
-Nie mam sukienki.- wzdycham ciężko, jakby to naprawdę był
mój największy problem.
-A może partnera?- uśmiecha się szelmowsko.
-Mam, z Witkiem bym poszła.
-Przecież to gej.- zauważa z niesmakiem, ale nawet nie mam
siły zwrócić mu uwagi że to mój przyjaciel i że nie sypiam z homofonami.
-Nikt o tym nie wie.- mama byłaby zachwycona jego
szarmanckim sposobem bycia i wrodzoną klasą i elegancją, siostra pożerałaby go
wzrokiem a Kaśka dla niego uciekłaby sprzed ołtarza.
-Terefere, ja tam bym poszedł. Dawno na imprezie tego
rodzaju nie byłem, a po za tym wódki też bym się napił.
-Chcesz?- wyjmuję z lodówki zmrożoną połówkę Stocka,
czekającą na jakąś okazję.
-Nie dzięki. Idziemy, bez dyskusji. Trzeba pokazać Jankowi,
gdzie jego miejsce.
I tego właśnie się obawiałam.
____________________
Jest chujowo, ale stabilnie, misie.
sobota, 20 października 2012
dwa
Zwykły szary dzień, za oknem pada, kawa to przesłodzona
lura, Mou nie daje się nawet dotknąć, budzę się za późno, plamię spódnicę
ulubionym dżemem brzoskwiniowym, a w dodatku się starzeję. Szukam na próżno
zmarszczek na czole, tłuszczu na brzuchu, przypatruję się, czy nie mam
obwisłych cycków a na koniec sprawdzam, czy moje włosy są na pewno idealnie
brązowe, a nie brązowe z siwymi nalotami.
Chyba panikuję.
W rzeczywistości wszystko było tak samo jak dobę temu, może
z wyjątkiem plamy na spódnicy i futerka Mou na marynarce.
Wybiegając z bloku do
auta sprawdzam jeszcze komórkę, lecz dziwnie milczy; zero smsów od Orange, że
wystawili fakturę, Michała, że zamiast w pracy, chętnie widziałby mnie u siebie
w łóżku, Anki, że szef mnie chce widzieć za pięć minut w gabinecie ani Tomka,
usiłującego umówić się ze mną na randkę. Nawet nie wygrałam BMW. Umoczyłam za
to ulubione czerwone szpilki i omal nie przejechałam na przejściu dla pieszych
jakiejś staruszki z siatami. To naprawdę kiepski dzień.
Tłumaczenia francuskiego urzędowego tekstu nie szły mi
najlepiej, więc wręczyłam je pełnej zapału do pracy Martynie, studentce
romanistyki, noszącej ogromne okulary i spinającej obrzydliwie tłuste włosy w
nieschludną pytkę na głowie jako zadanie domowe. Uśmiechnęła się tylko,
odsłaniając krzywe zęby i odeszła, a jej tupanie było słychać w Zakopanem.
Od początku wiedziałam, że coś jest nie tak. Czułam to z
każdym krokiem, który przybliżał mnie do mojego mieszkania; dochodzące z niego
dźwięki Gangman Style sprawiły, że zaczęłam biec, omal się nie zabijając.
Nie lubię niespodzianek i przyjęć urodzinowych, na których
wszyscy wciskają ci jakieś pierdoły i składają oklepane życzenia. Lubię za to błękitne
oczy i uśmiech Michała; perfumy i błękitną koszulę i to jak porywa mnie do
tańca w rytm jakiś niezbyt wyszukanych piosenek zaliczanych do amerykańskiego
szitu.
Drętwo na pewno nie jest; Wlazły ubiera się w togę i udaje
Rzymianina, Kurek niemiłosiernie fałszuje Beatlesów a Anka wkręca Kłosa w
randkę z Martyną; na balkonie za to jest ciepło, pomimo późnej godziny, można
popatrzeć na ogarnięty zmrokiem
Bełchatów i ponucić Hey Jude, otulając się dymem z fajki.
-Nieładnie uciekać ze swojej imprezy.- mruczy Michał do
mojego ucha obejmując mnie szczelnie ramionami, co sprawia że od razu się
uśmiecham i splatam jego palce z moimi.
-Chyba twojej.
-Dla ciebie. Tandetne, wiem, ale nie mam na tyle wolnego,
żeby zabrać cię na Bali.- mówi., jeżdżąc wolną ręką po moich brzuchu, co
powoduje że wzdycham ciężko.
-Nie musiało być Bali.- opieram się o metalową barierkę i
wychylam w mrok. Przecież wystarczyłoby tylko „zależy mi na tobie” i gorący
seks na blacie w kuchni; więcej nie trzeba.
-Wiesz, pozytywem w tej całym party jest fakt, że zostaję pomóc
ci sprzątać.- czuję, że uśmiecha się szelmowsko, opierając podbródek na mojej
głowie, bije od niego pewność siebie osobisty urok, któremu nie sposób się
oprzeć; oszałamia mnie jego dotyk i zapach perfum, doskonale wyczuwalny wśród
woni alkoholu i fajek.
-Nie wiedziałam, że lubisz myć naczynia i odkurzać na
bombie. Ale skoro tak, to się cieszę, bo Marek mnie zabije, gdy znów spóźnię
się do pracy albo usnę za biurkiem, a kawa wypłukuje magnez i drga mi powieka,
więc ograniczam.
-Za dużo mówisz, stanowczo.- z jego językiem sprawiającą mi
niebotyczną przyjemność mam zaburzenia dykcji i problemy ze skleceniem zdania, naprawdę.
Wśród puszek po piwie, paczek po chipsach i kartonach po sokach
do przepijania wódki rozbiera mnie, obdarzając pocałunkami każdy centymetr
mojego ciała.
-Z braku innych opcji nazwijmy to prezentem urodzinowym.-
mruczy w moje usta rozkosznie.
Mogłabym się starzeć o rok codziennie.
___________
Chujowe jakieś wyszło.
sobota, 13 października 2012
jeden.
-Odkupujesz mi mój ulubiony kubek, a nadszarpnięte zdrowie
musisz mi jakoś wynagrodzić.
-Aż tak źle było?- pyta, przesuwając ręką po moim brzuchu i
kąsając moją szyję, na co reaguję głośnym jęknięciem; chyba nigdy nie
przyzwyczaję się do miękkości malinowych ust i ich delikatności, ani do
szorstkości policzków oraz trzydniowego zarostu.
-Tragicznie. Potłukł kubek od cioci Stasi z Londynu, wyrwał
pół futerka Mou, ugryzł mnie, a potem beczał że chce do taty.- wzdycham ciężko,
zręcznie wyswobadzając się z objęć Winiarskiego i siadam przy stole, odpalając
papierosa.
-Mówił mi coś jeszcze. Między płaczem a znęcaniem się nad
kotem.- wdycham tytoniowy dym i przyglądam mu się badawczo nad kłębem dymu;
bawi się kosmykiem moich włosów, wyglądając przy tym tak kurewsko seksownie, że
mam ochotę go zjeść, a jego oczy lustrują moje ciało, zapewne oceniając ile
garderoby będzie musiał ze mnie zedrzeć; kiwa zachęcająco głową, zabierając mi
papierosa.
-Martwi się o ciebie. Ciągle tylko wpatrujesz się w zdjęcie
Dagmary i słuchasz piosenek, które określił jako łzawe i ckliwe, generalnie nie
pozwalające pozbyć się smutku.- jego postawa nie zmienia się bardzo, krzywi się
tylko delikatnie, z uporem maniaka nawijając moje włosy na swój palec, by
uniknąć mojego spojrzenia
-Tak powiedział? To urodzony kłamca i manipulant.- zapewnia,
głaszcząc mój policzek.
-Zupełnie jak tatuś.- zauważam.
-To ty powinnaś być jego matką. W okłamywaniu ludzi i samych
siebie nie mamy sobie równych-cała nasza trójka.- uśmiecha się szyderczo, a
moje policzki stają się czerwone i cholernie ciepłe; nie lubię tego uczucia,
kiedy wiem, że zwyciężył, ze znów przegrałam walkę i uległam, poniosło mnie, a
on ma doskonałą pożywkę z moich lęków i słabości.
-Nie rozumiem.- staram się wyglądać naturalnie, nie
wykonywać gwałtownych, niepotrzebnych ruchów i spojrzeć na niego jak na
człowieka, który bredzi; zamiast tego ukryłam twarz w dłoniach.
-Kochasz Janka, a ja Dagmarę. I lubię cię uszczęśliwiać.-
wzruszył ramionami z tym szelmowskim uśmiechem, który tak uwielbiałam.
-Nie kocham Janka.- to była prawda. Nie mogłam kochać kogoś,
kto mnie krzywdził, za moimi uprawiał seks z moją przyjaciółką, nie całował
mnie na dobranoc i zapominał o moich urodzinach. Nie mogłam kochać kogoś, kto
nie był Michałem.
-Nie kocham Dagmary.- mówiąc to, patrzył mi w oczy i zbliżył
swoje usta do moich, gdy po kuchni wpadł Oliwer.
-Idziemy? Mam trening, zapomniałeś?- patrzy na ojca z
wyrzutem, zakładając ręce na klatkę piersiową. Przypomina mi w tym tak
zirytowanego Michała, że parskam śmiechem; obaj patrzą na mnie jak psychicznie
chorą.
-Nie zapomniałem. Wychodzimy już.- wstaje, a gdy Młody się
odwrócił, zdążył uszczypnąć mnie w lewą pierś i szepnąć tym swoim gardłowym tonem,
że wróci wieczorem; potem słyszę tylko słodkie ,,na razie Jaśminka” Oliwera i
trzask drzwi.
I wraca; nie daje obietnic bez pokrycia. Wraca, żeby kochać
się ze mną, sprawiać mi nieziemską przyjemność, uśmiechać się do mnie czule,
kłócić się o wyższość rapu nad rockiem, a potem zmusić do śpiewania z nim
Piżamy Porno, a gdy kończy nucić razem ze mną że moje oczy są oczami wariata,
kiedy spotykają się z twoimi oczami, szepcze cichutko, że to nasza piosenka,
odwraca się na bok i słodko zasypia, a ja nie mogę się powstrzymać przed
pogłaskaniem jego policzka.
______________
tamdara-kurwa-dam ♥
Subskrybuj:
Posty (Atom)